Na początku było ich 24. Miały być wydajnym narzędziem w rękach zdobywców Australii. Mimo panujących upałów i nieustannego wysiłku, piły raz na siedem do dziesięciu dni, niestrudzenie przemierzały rude pustkowia, które wkrótce nazwano Outbackiem. Gdy po kilkudziesięciu latach na australijskiej ziemi pojawiły się pierwsze samochody, dromadery - bo o nich mowa - stały się zbędne. Puszczono je wolno. Dzisiaj ich populację ocenia się na ponad milion sztuk, a ich wpływ na losy Australii może być większy niż wpływ na dzieje Bliskiego Wschodu.
Dzikie stada dromaderów wchodzą w paradę australijskim ranczerom, niszcząc liczące dziesiątki kilometrów ogrodzenia. Najwięcej problemów sprawiają jednak wtedy, gdy czują pragnienie, ponieważ nawet wielbłąd czasem pić musi. Spragnione stado uzupełnia brak wody szybko i zachłannie, potrafi niemal wysuszyć studnię lub źródło - w ciągu dziesięciu minut przez przełyk dromadera przepływa kilkadziesiąt litrów wody. Potem przychodzi czas na posiłek, aż wszystkie okoliczne drzewa, krzewy i trawy znikną w czeluściach wielbłądzich żołądków. Wtedy garbaci jeźdźcy apokalipsy ruszają dalej.
Tymczasem Australia coraz częściej boryka się z suszami, które dewastują rolnictwo. Australijczycy wyciągają wnioski dzisiaj wiele gospodarstw domowych oraz farm ogranicza zużycie wody nawet o połowę, czego powinni nauczyć się mieszkańcy Kalifornii, gdzie również wody zaczyna brakować. Rzecz jednak w tym, że australijskie wielbłądy za nic mają ludzką walkę o deficytowy surowiec, a i one muszą czasem uzupełnić zapasy płynów.
Straty australijskiej gospodarki wynikające z istnienia dromaderów ocenia się na miliony dolarów rocznie. Rząd w Canberze wielokrotnie próbował poradzić sobie z problemem, najczęściej siłowo. Masowe odstrzały dzikich wielbłądów z samochodów i helikopterów nie przyniosły jednak znaczącej poprawy. Dromadery oraz ich dwugarbni kuzyni, również obecni w Australii, nie ułatwiają pracy polującym na nich ludziom. Są bardzo mobilne (w ciągu dnia mogą przejść teren w promieniu 70 km) oraz bardzo płodne (co 10 lat jest ich dwa razy więcej).
Część australijskich ranczerów uznała, że zniszczenia spowodowane przez wielbłądy można nadrobić dzięki... wielbłądom. Te są odławiane i sprzedawane na Bliski Wschód, m.in. do Arabii Saudyjskiej. Tam trafiają albo na talerze, albo na tory wyścigowe.
Comments